Znaleźć miejsce jak w domu wśród namiotów wojennych

Pin
Send
Share
Send

kredyt: Jen B. Peters

Latem 2016 roku pojechałem na dwutygodniowe rodzinne wakacje do Grecji, aby zwiedzić wioski, w których urodzili się moi rodzice, i zobaczyć święte miejsca, które zawsze chcieliśmy odwiedzić. Ale potem postanowiłem wziąć udział w kryzysie uchodźczym, w wyniku którego prawie 60 000 ludzi zostało uwięzionych w obozach w całym kraju, uciekając przed wojną znaną na całym świecie. W końcu zostałem przez prawie sześć miesięcy.

Będąc świadkiem dewastacji w mediach i sposobu, w jaki naród grecki ofiarował przybywającym migrantom nic oprócz hojności, pomimo ich własnych kłopotów, wiedziałem, że nie będę mógł podróżować tam aż do końca, nie wykonując swojej roli. W końcu jestem Grekiem i od tego środowiska oddzieliła mnie tylko długa podróż statkiem, którą moi rodzice odbyli w latach 60.

Zgłosiłem się na ochotnika do Ritsona, obozu utworzonego w szczerym polu. Godzina od Aten, otoczona drzewami i polami. 600 osób tam przesiedlonych mieszkało w przeciekających, ciasnych namiotach i często dostawano zjełczałe racje żywnościowe. Szczury, węże i dziki były rutyną, a żywiołaki były nieustępliwe.

Nie mogłem się powstrzymać, ale natychmiast rozpoznałem swoje miejsce wśród nich: byłem kobietą, której rodzice wyemigrowali do Australii i nigdy nie widzieli czegoś takiego. Mój dom w Melbourne, 10 000 mil stąd, czuł się jakby był w innym świecie. A ciężar wiedzy, że mogę odejść, kiedy tylko chciałem, był winą, której nigdy nie uniknąłem.

Kiedy poznałem ludzi mieszkających w Ritsonie, zdałem sobie sprawę, że przywileje, o których tak nagle byłem świadomy, były tymi samymi, które wielu z nich znało przed wojną. Złagodzili moją nerwowość i przywitali mnie rozmową, która wydawała się uniwersalna. Przeglądałem zdjęcia ich zagubionych domów i uśmiechniętych dzieci. Słuchałem opowieści o zakochaniu, uczęszczaniu na uniwersytet i wykonywaniu zawodów, od rachunkowości po stolarstwo. Śmiałem się z anegdot na temat dzikich przyjaciół i wścibskich członków rodziny.

Ale opowieści nieuchronnie doprowadziły do ​​smutku z powodu odebrania tego wszystkiego. Mówili o ewakuacji domów i bliskich rozproszonych w walce. Opowiadali lata latania z Turcji do Grecji, zawsze między obozami, dążąc do wolności. Jedyną różnicą między nami była wojna poza naszą kontrolą.

Dni wolontariatu zamieniły się w tygodnie. Powoli zaprzyjaźniłem się z rodzinami i innymi wolontariuszami, łagodząc przyzwyczajenia, dzięki którym sytuacja była nie mniej wstrząsająca, ale łatwiejsza do opanowania. W tym środowisku nie było nic normalnego, nic, co sprawiałoby, że czułoby się jak stałe miejsce. Ale z każdym dniem ludzie tam mieszkający starali się, aby wszystko to przypominało przewidywalność.

Pewnego dnia w porze lunchu poczułem zapach kurczaka gotującego się nad kominkiem z cegły. Jedzenie było częścią cotygodniowej dystrybucji, którą ułatwiali niezależni wolontariusze, odciążenie od żywności wojskowej, która często powodowała napady zatrucia w całym obozie. Zbliżałem się do kobiety o imieniu Beriwan i wybrałem zwykłą drogę do jej namiotu. Aby się tam dostać, minąłem znajomy znak na skrawku drewna zwisającym z gałęzi drzewa, która wychodziła na morze namiotów. Powiedział: „Dom jest tam, gdzie jest twoja mama”.

Ogromny garnek wypełniony kurczakiem i bulionem parował nad ogniem wciśniętym między cegły, kiedy przybyłem. Najmłodsza córka Beriwana, Filya, wyszła z namiotu i krzyknęła: „Kat!” podbiegam, by wziąć mnie za rękę i drugą ręką przedstawiam kurczaka, jakby to było główne wydarzenie w magicznym show.

Głowa Beriwan wystrzeliła z boku namiotu. „Kat!” krzyknęła: „Usiądź!”

Usiadłem na drewnianej ławce obok ognia, naprzeciwko otworu ich namiotu. Filya wczołgała się na moje kolana i natychmiast zajęła się układaniem włosów, rozwiązywaniem kucyka za pomocą swoich małych czteroletnich palców i przekształcaniem całego pomysłu w coś bardziej kreatywnego. Berwan miotał się, pchając przede mną duży nóż, drewnianą deskę do krojenia oraz miskę cebuli i czosnku.

Zapytała: „Herbata?”

„Nie, dziękuję, Beriwanie,” odpowiedziałem przez kęs włosów, które teraz były czesane na mojej twarzy.

Następną rzeczą, którą wiedziałem, była taca z plastikowymi filiżankami, cukrem i czajnikiem. Mąż Beriwana, Amud, i ich najstarsze dziecko, 10-letnia Nina, zajechali za rogiem.

Beriwan nalała herbaty, podnosząc nos, gdy powiedziała: „Bez cukru dla Kat!” popełniwszy sposób, w jaki zapraszam moją herbatę do pamięci.

Amud zwinął papierosy z tytoniu z torebki za pomocą małej, plastikowej maszyny do zwijania. Robił to często, pracowicie tworząc zapasy zwijanych papierosów z drobiazgową precyzją. Beriwan usiadł obok niego ze skrzyżowanymi nogami i zaczął siekać cebulę.

"Czy mogę pomóc?" - zapytałam, kiedy mała fryzjerka na kolanach zakończyła projekt i zaczęła szczypać mnie w policzki.

Beriwan wręczył mi cebulę i wskazał na bok namiotu, w którym znajdował się prowizoryczny zewnętrzny aneks kuchenny. Zdejmując Filyę z moich kolan, wziąłem cebulę i znalazłem ryż gotujący się na gazowej płycie grzejnej. Wlałem cebulę, gdy Beriwan pojawił się u mojego boku. Wcisnęła mi kostkę wywaru z kurczaka i rozlała wodę z butelki na ryż. Dodałem wywar z kurczaka i zamieszałem.

Zanim jedzenie było gotowe, dołączyli do nas mój przełożony, Hannah, Berwan i dwaj młodzi synowie Amuda. Beriwan rozłożyła kwiatowy koc i wszyscy stłoczyliśmy się wokół niego, dotykając kolanami, gdy rozerwała worek z chlebem pita i rzuciła nam wszystkim kawałki. Beriwan rzucił nam każdą łyżkę i oświadczył: „Jedz!”

Nigdy nie wzięliśmy naszych łyżek, a zamiast tego użyliśmy chleba i palców, aby zebrać jedzenie do naszych ust. Kiedy skończyliśmy, Beriwan pociągnął Filyę na kolana, a malutka dziewczynka usiadła twarzą do niej, a matka obejmowała ją dłońmi.

„Habibti” - śpiewał Beriwan - „Kocham cię, tęsknię za tobą, potrzebuję cię”. Filya zachichotała i powtórzyła piosenkę swojej matce.

Kiedy nadszedł czas, abyśmy wrócili na naszą zmianę, Beriwan namawiała nas, żebyśmy zostali i zjedli więcej, ale pogodziła się z podaniem herbaty w plastikowych kubkach do zabrania ze sobą. Potem stanęła ze mną, objęła mnie w pasie i pocałowała raz, dwa, trzy razy w naprzemienne policzki.

„Do zobaczenia jutro”, mrugnęła do mnie.

Gdy dzień się skończył, Hannah i ja zapadliśmy się do jej samochodu i ruszyliśmy z powrotem do naszych mieszkań w pobliskim mieście. Z daleka widziałem Beriwan przy oknie magazynu, w którym racje żywnościowe rozdawano mieszkańcom, zbierając wodę butelkowaną i jabłka. Filya była przy niej. Kiedy samochód mijał, odwróciła się i pomachała.

Kat George jest niezależnym pisarzem, który obecnie zajmuje tytuł magistra prawa człowieka.

Nazwiska uchodźców zostały zmienione.

Pin
Send
Share
Send